Kazanie na pogrzebie ks. Hilarego Bywalca (Czyżowice, 13.10.2016)
„Zaiste jeden dzień w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące:
wolę stać w progu domu mojego Boga, niż mieszkać w namiotach grzeszników”. (Ps 84,11)
Ekscelencjo, Biskupie Marku,
Bracia w Kapłaństwie,
Rodzino zmarłego księdza,
Drodzy Parafianie.
Uczestniczymy dzisiaj w pogrzebie zmarłego kapłana, proboszcza tutejszej parafii, ks. Hilarego Bywalca. Przeżył 87 lat, z czego 62 w Chrystusowym kapłaństwie. Znamy go jako człowieka prawego, życzliwego ludziom, oddanego sprawie Kościoła. 10 października 2016 roku stanął on w progu domu swojego Boga, któremu wiernie służył w życiu, a który wezwał go do siebie, aby dać mu wieczną nagrodę.
Wolę stać w progu domu mojego Boga… - pisał psalmista.
W wielu drzwiach znajdują się progi, niskie stopnie, które nie utrudniają przejścia, ale skłaniają do świadomego i uważnego przekraczania granicy dwóch sąsiadujących ze sobą przestrzeni. Progi zwracają naszą uwagę na różnicę, jaka zachodzi pomiędzy tym, co zewnętrzne, a tym, co znajduje się wewnątrz.
Skłaniają do tego, aby przez jedną chwilę przygotować się na spotkanie, które nastąpi po otwarciu drzwi. Progi mogą budzić w sercu człowieka przedsmak radości spotkania, ale także lęk przed nowym doświadczeniem. W życiu mamy do czynienia z rozmaitymi progami. Spośród wszystkich szczególne znaczenia mają te dotyczące czasu. Ludzie podkreślają przekroczenie progu kolejnego roku, nowego stulecia. W życiu każdego z nas pojawiają się osobiste progi, ważne granice czasu; począwszy od narodzin, przez stopniowe dorastanie, podejmowanie coraz to nowych zadań aż po jego kres. Szczególnym i tajemniczym progiem jest śmierć.
W życiu śp. ks. Hilarego pierwszy próg to data 19.09.1929 – data narodzin: w rodzinie Stanisława i Heleny Bywalców, w Kostuchnie, pojawiło się pierwsze dziecko. Ojciec Stanisław podał urzędnikowi Urzędu Stanu Cywilnego cztery imiona dziecka. Tak zostało zapisane. Ale najważniejszym, bo pierwszym, było imię Hilary. Po dziesięciu latach na świat przyszedł jego brat – Marian, a po kolejnych czterech – najmłodszy syn w rodzinie Bywalców – Jerzy. Ważnym progiem w życiu Hilarego na pewno był dzień chrztu św., kiedy stał się dzieckiem Bożym. Kolejny próg w jego życiu związany jest ze szkołą. Naukę w Szkole Podstawowej rozpoczął w Kostuchnie, a od 1937 roku - gdy rodzice przenieśli się do Katowic, kontynuował w Katowicach. Tutaj od 1942 uczęszczał do niemieckiej szkoły średniej, a w latach 1945-1948 do Gimnazjum i Liceum im. Mickiewicza. Potem Seminarium Duchowne i święcenia kapłańskie – to kolejne progi w życiu Hilarego. Po maturze w 1948 roku rozpoczął formację w Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie, studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1948-1953 zakończone tytułem magistra teologii. Został wyświęcony na kapłana w Piekarach Śląskich 29 czerwca 1954 roku.
Nie będę wymieniał parafii, w których duszpasterzował ks. Hilary jako wikariusz. To uczyni z pewnością ksiądz biskup. Ja zatrzymam się na tym progu, który przekroczył w 1968 roku, kiedy otrzymał dekret na administratora, a następnie proboszcza parafii Chrystusa Króla w Czyżowicach. Tej parafii służył z oddaniem. Dbał o sprawy duchowe swoich parafian, jak również o materialne dobro parafii i Kościoła. Wspomnę tu jego zaangażowanie w sprawę odzyskania ziemi zabranej Kościołowi w niechlubnych czasach stalinowskich. Sprawa zakończona sukcesem. Jego troska o powiększenie cmentarza parafialnego, następnie budowa kaplicy cmentarnej, domu katechetycznego. Troska o wystrój kościoła, o ogrzewanie. Te wszystkie sprawy świadczą że był dobrym gospodarzem. W życiu i działaniach kapłana nie to jest jednak najważniejsze. Najważniejsza zawsze jest troska o zbawienie dusz, o prowadzenie ludzi do Boga – to jest program i misja każdego kapłana. Tę misję spełniał najlepiej jak potrafił. I za to ludzie byli mu wdzięczni. Miałem okazję poznać Hilarego 21 lat temu, kiedy przyszedłem do Czyżowic. Podziwiałem go za to, że będąc na emeryturze umiał usunąć się w cień. Nigdy nie kwestionował żadnej mojej decyzji. Służył pomocą, na ile to było możliwe. Zawsze pierwszy w konfesjonale, w kolejce do głoszenia kazań – ostatnie kazanie wygłosił w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, 27 maja 2012 roku. Chętny do sprawowania mszy świętych. Jeszcze w połowie lutego tego roku stał przy tym ołtarzu, a gdy już nie mógł przyjść do kościoła – odprawiał msze u siebie, w mieszkaniu. Kreśląc sylwetkę ks. proboszcza Hilarego chciałbym podkreślić jeszcze jedną cechę: Hilary był człowiekiem renesansu. Erudyta, interesował się wieloma sprawami, dużo czytał. Znał kilka języków. Biegle posługiwał się łaciną i językiem niemieckim.
Nigdy jednak z tego powodu nie wywyższał się nad innych. Mniemam, że te jego zdolności sprawiły, że biskup zamianował go sędzią diecezjalnym w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. Był też ks. Hilary ojcem duchownym kapłanów dekanatu wodzisławskiego, a po reformie administracji kościoła, dalej pełnił tę funkcję w dekanacie gorzyckim. Pamiętam – zawsze chętnie słuchaliśmy jego konferencji podczas spotkań kapłańskich.
I jeszcze jeden próg - ciężki, z którym mierzył się ks. Hilary od pewnego czasu, to jego choroba. A mierzył się z nią cicho i w pokorze, choć ta się nasilała, aby w końcu przykuć go do łóżka. Z podziwem patrzyłem, jak wiele osób angażowało się aby mu pomóc: przez modlitwę, przez odwiedziny, przez troskę o sprawy duchowe, aby został zaopatrzony sakramentami świętymi. Nie pomogła opieka lekarska. Powtarzające się udary nie pozostawiały wątpliwości. Wreszcie 10 października Bóg pozwolił mu przejść ostatni próg – próg śmierci, aby go powitać w swoim wiecznym domu, w Niebie. I wyszedł mu na spotkanie, jak gospodarz wychodzi przed próg domu, aby wprowadzić szczególnego gościa! Bo dla Boga każdy z nas jest kimś szczególnym.
„Zaiste jeden dzień w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące:
wolę stać w progu domu mojego Boga, niż mieszkać w namiotach grzeszników”.
Jako ludzie wierzący stajemy w progu naszego Boga, gdy przekraczamy próg świątyni. Czynimy to w niedzielę, nieraz częściej. Przekraczając próg świątyni, wchodzimy w świętą przestrzeń. Opuszczamy to, co na zewnątrz, cały świat pełen trosk, zabiegania, a wkraczamy w to, co wyodrębnione dla Boga, święte, ciche, napełnione błogosławieństwem. Przekraczając próg świątyni, przygotowujemy się w pewnym sensie na śmierć, na przekroczenie progu wieczności, na wejście do świątyni niebieskiej. Taki jest właśnie sens modlitwy psalmisty. Stając na progu Bożego przybytku, już przeczuwa szczęście, które tam na niego czeka. Już wie, że jeden dzień w wieczności będzie lepszy niż tysiące na ziemi.
To nasze życie tu, na ziemi często porównuje się do pielgrzymki, do drogi. Ciągle jesteśmy w drodze. W drodze na spotkanie z Bogiem. Przy takich okazjach, jak pogrzeb, dobrze jest zrobić sobie rachunek sumienia i zapytać siebie: jak wygląda moja droga, dokąd mnie prowadzi? Jak wygląda moje życie? – ile w nim dobra, które Bóg przygotował dla mnie, bym je czynił? Na tym polega mądrość, którą kieruje się w życiu człowiek wierzący, który wie, że na końcu ziemskiej drogi przyjdzie rozliczyć się z Bogiem i stanąć przed Nim w prawdzie.
Stojąc dzisiaj przy trumnie zmarłego kapłana, dziękujemy Ci, dobry Boże, za jego życie i za jego posługę dla nas. On prowadził nas do Boga. Nie sposób zliczyć ile odprawił mszy świętych, ilu z nas udzielił rozgrzeszenia, ilu chorych zaopatrzył sakramentami świętymi, ile ochrzcił dzieci, ilu związał sakramentalnym węzłem małżeńskim. Za jego posługę i dobre, kapłańskie serce dziękujemy Ci dzisiaj, Panie Boże. Dziękujemy za kapłanów, których nam posyłasz i prosimy o nowe, dobre i święte powołania do Twojej służby w Kościele.
A gdy przyjdzie mi przekroczyć mój próg wieczności, przywitaj mnie Panie, w Twoim domu i powiedz: „pójdź sługo dobry i wierny… wejdź do radości Pana Twego”
Jak nad celnikiem zmiłuj się nade mną, a będę żył dzięki Twej łasce.
Jak Piotra z głębi fal mnie wyciągnij.
Jak dla łotra, miej litość dla mojej złości i wspomnij na mnie.
Jak owcę, która zginęła, szukaj mnie, Panie, a znajdziesz mnie i na ramionach swoich zanieś mnie Panie do Domu Twojego Ojca.
Proszę Cię, Panie ziemi i nieba, wskaż mi Twoją drogę, abym szedł ku Tobie. Doprowadź mnie do siebie i dopełnij Twojego miłosierdzia.
Amen.