XV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B
(Rybnik,15 lipiec 2018).
Podczas wojny w jednej z wiosek został ostrzelany kościół. Stojąca przed kościołem figura Chrystusa została rozbita na wiele części. Dzieci pomogły księdzu zebrać fragmenty figury, z których udało się złożyć prawie całą postać Chrystusa za wyjątkiem rąk. Ludzie zaproponowali, aby zamówić nowe ręce. Ksiądz się jednak nie zgodził: „zostawmy postać Chrystusa bez rąk. A na postumencie zrobimy napis: Przyjacielu, użycz mi swoich rąk”. Księdzu zależało na tym, aby wywołać refleksję u tych, którzy przechodząc będą patrzeć na takiego Chrystusa, że oto sam Bóg potrzebuje naszych rąk, aby podnosiły innych.
Czytania dzisiejszej niedzieli mówią o wybraniu, powołaniu i posłaniu apostołów. Kiedy patrzymy na tłumy wierzących uczestniczących w spotkaniach z papieżem – choćby z okazji Światowych Dni Młodzieży, moglibyśmy odnieść wrażenie, że chrześcijaństwo jest jakimś fenomenem przez ludzkość zastanym, że jest oczywistym i naturalnym składnikiem kultury. Ale czy ktoś z nas jest dzisiaj w stanie pojąć, że wszystko zaczęło się od symbolicznego grona Dwunastu, których Jezus zebrał w jednym z najmniejszych i najuboższych krajów świata?
Nie było ani konkursu świadectw, ani egzaminów wstępnych. Jezus wybrał tych, których sam chciał, ale tylko spośród tych, którzy byli gotowi pójść za Nim. I przykazał im, żeby nic ze sobą nie brali na drogę. Cały ich ekwipunek to laska, sandały i jedna suknia. A oprócz tego tylko wiara, nadzieja i miłość. I świadomość, komu zaufali oraz głębokie przekonanie, że On, Jezus Chrystus, ma rację i że oni powinni dać temu świadectwo. Aż strach pomyśleć, jaki dziś byłby obraz świata, gdyby im nie wyszło. A przecież – tak praktycznie i po ludzku rozumując – to nie miało prawa się im udać.
Zapytajmy więc dziś siebie samych: mamy do dyspozycji najbardziej nowoczesne środki społecznego przekazu: telefony, komputery, internet. Ilu potrzebujemy lat, by chociaż jednego człowieka przekonać do chrześcijaństwa? A przecież jak Amosa bierze nas Pan od naszej „trzody” – od codziennych zmartwień i naszych słabości, by powiedzieć każdemu z nas: Idź i prorokuj!
Nie wiemy, co to konkretnie znaczy. Ale na tym polega nasza wiara, że mamy ufność. Ufamy, że jeśli Chrystus nas do czegoś wzywa, to On sam w nas jest sprawcą i chcenia i działania. Apostołowie, którzy zostali wezwani do misji zaufali, że Bóg zapewni owocowanie i objawi przez nich swoją moc. Posłanie stało się ich pielgrzymką wiary i ufności. Czujemy się posłani przez Chrystusa, by po śladach Dwunastu iść z Dobrą Nowiną w świat, choć wielu z nas jest przekonanych o swojej niekompetencji do takiej misji. To normalne odczucia, wszak nikt nie jest gotowy sam z siebie do tego zadania. To Chrystus wyposaża uczniów na drogę w swoją moc i mądrość. A zatem skuteczność misji nie zależy tylko od zdolności i zaangażowania posłanych, ale przede wszystkim od łaski Ducha Świętego, który działa w ludzkich sercach. Duch, którym zostaliśmy naznaczeni, pozwoli nam zrealizować to Boskie wezwanie na naszą miarę. Bylebyśmy tylko zaufali i nie stawiali oporu działaniu Pana Boga w naszym życiu. Oddajmy się Jego opiece i miłości, modląc się słowami św. Franciszka:
O Panie, uczyń nas narzędziami Twojego Pokoju, abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść; wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda; jedność tam, gdzie panuje rozpacz; światło tam, gdzie panuje mrok. Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć; nie tyle szukać miłości, co kochać; albowiem dając - otrzymujemy, wybaczając - zyskujemy przebaczenie, a umierając, rodzimy się do nowego życia.
Amen.